Po tygodniu spokoju, trzęsie mną znowu presja produktywności.
Po tygodniu wewnętrznej ciszy, coś kazało napisać mi ‘to do list’.
Po tygodniu oddychania pełną piersią, oddech zrobił się nagle jakiś nerwowy i płytki.
Po kilku dniach bycia we własnym czasie i życia we własnym tempie,
Zaczynam się dusić.
Zaczynam czuć, że już wystarczy tego po-Bytu.
Że czas pokazać coś komuś, czemuś, światu.
Że czas sformułować już powód mojego bycia.
W jakiejkolwiek formie, żeby tylko był konkret.
Konkret, który uzasadni komuś, czemuś, światu, powód mojego życia.
Produkt, który uchroni mnie przed kategorią pasożytyzmu czy nie robu.
Wyrób, forma, coś, cokolwiek, - bez tego przecież nas nie ma.
Bez niego nasze ciała i ich ‘ja’, wszystkie bez żadnej użytecznej wartości, nie znaczą przecież nic.
Bez sfinalizowanego projektu, który potencjalnie mógłby jakąś wartość mieć,
Bez określonej roli, wypełnionego po brzegi zadania, szybkich obrotów,
Wysokich podskoków, napisanego o szóstej rano e-maila i wieczornego stretchingu -
Nie istnieliśmy.
Miejmy nadzieję,
Do Dziś.
23 Marzec, 2020.